Col de la Balme (1190 m n.p.m.) – szeroka trawiasta przełęcz, w masywie Mont Blanc, a dokładniej w grani ciągnącej się od Aiguille de Tour w kierunku północno – wschodnim. Granią przebiega granica francusko – szwajcarska. Na Col de la Balme stoi małe, stare i dość obskurne schronisko. Zarówno przełęcz jak i schronisko widoczne są dość dobrze z okolic Chamonix i doliny rzeki Arve, pod Balme ma swoje źródła. Przez Balme przebiega Tour du Mont Blanc – trekking wokół Mont Blanc. Odcinek z Trient lub z Col de la Forclaz do Le Tour jest dość łatwy, a wybierając wariant z centrum wsi Trient, można go wydatnie skrócić. W dużej części prowadzi przez las, potem przez rozległe hale z kamiennymi, pasterskimi szałasami. To piękna wycieczka w Alpy.
Powitanie w Refuge du col de Balme
Przy dojściu do przełęczy szlak wypłaszcza się i splątuje ze ścieżkami wydeptanymi przez krowy. Właśnie z powodu łatwości i krótkości,wariant ten wybierałyśmy zawsze z Izą ( koleżanką przewodniczką) w gorszy pogodowo dzień – gdy była mgła lub zapowiadano opady deszczu lub innej meteorologicznej katastrofy. To łatwa górska wycieczka. Kiepskie warunki atmosferyczne powodowały, że do schroniska na Balme często dochodziliśmy albo we mgle, albo zmoczeni deszczośniegiem, wychłodzeni przez wiatr, zziębnięci lub przygnani piorunami. Najczęściej było tam z nami kiepsko i wszyscy pchaliśmy się do budynku, aby trochę się ogrzać, schronić przed burzą, porościerać w cieple skostniałe palce. Niektórzy planowali wypicie herbaty z termosu czy zjedzenie odżywczej kanapki. Zatem, kiedy przed nami wyłaniał się upragniony budynek, ruszaliśmy temperamentnie do drzwi…I tutaj klops..
W drzwiach zawsze stała Ona – Czarownica z Balm. Była chuda, niemal wysuszona, spod „trzy ćwierci” spódnicy wystawały równie chude, krzywe nogi. Czarownica z Balme witała turystów odstraszającym potokiem słów w jakiejś dziwnej, miejscowej gwarze, której nikt nie rozumiał. Ale wszyscy doskonale rozumieli jej przekaz „ nie wolno wchodzić z plecakiem, nie wolno wchodzić, aby się ogrzać, nie wolno wchodzić, aby uniknąć burzy, nie wolno broń Boże, nawet przysiąść na ławce przed schroniskiem, aby zjeść własną kanapkę….Po dość nerwowych negocjacjach z Czarownicą, pokazywała nam miejsce, gdzie niektórzy mogą pozostawić plecaki, a potem wejść i kupić herbatę, wino lub cokolwiek. Pozostali musieli czekać na zewnątrz, nawet, gdy z nieba lały się strugi wody. A wszystko to w samym sercu gór – wokoło Alpy Zachodnie i Mont Blanc.
Herbata na Balme kosztowała wtedy 5 franków szwajcarskich i była to najdroższa herbata w okolicy. Ale kupowaliśmy, uzyskując w ten sposób prawo do odpoczynku w ciepłym środku. Bycie właścicielem kubka herbaty nie oznaczał siedzenia w nieskończoność w Refuge du Col de Balme.
Czarownica zerkała ukradkiem na spożywane napoje a jej oczy zdawały się informować nas, że kończy się herbata i kończy się nasz czas w tym miejscu. Sytuacja była dość krępująca wobec tych, co nic nie kupili i stali na zewnątrz. Obmyśliliśmy zatem sposób, aby przechytrzyć sabaudzką Czarownicę. Ktoś z grupy kupował mały dzbanek cienkiego wina za 10 franków i zapraszał pozostałych na zewnątrz 10 osób. Czarownica nie była z Polski i nie mogła nic poradzić na naszą narodową przedsiębiorczość. Były jednak i dobre strony tego schroniska. Jednym z nich była darmowa toaleta. Takiej nie spotkalibyście chyba nigdzie na świecie. Mieściła się w starej, ogromnej lodówce, umieszczonej przy bocznej ścianie budynku. Nigdy, nawet przy dużej ilości ludzi, nie było tam kolejki. Toaleta gwarantowała alpejskie przygody.
Cudowne chwile na Col de Balme
Przez wiele lat, kiedy wchodziliśmy na Col de Balme, czasami było pięknie. Rozkładaliśmy się wtedy na trawie i podziwialiśmy panoramę. Widok z Balme jest oszałamiający: Dome du Gouter, Mont Blanc, Aiguille du Midi, Aiguille du Dru, Aiguille Verte…alpejskie lodowce, poniżej szlaki turystyczne. Górska przygoda dla każdego.
…i nic już nie będzie tak, jak kiedyś
Któregoś lata, nawet nie pamiętam kiedy, podczas kolejnego trekkingu wokół Mont Blanc, wchodziliśmy znów na Cole de Balme. Dzień był chłodny, ale widoczność dość dobra. W czasie przerwy w marszu snuliśmy opowieści o Czarownicy z Balme i o wszystkim dobrym, złym, śmiesznym, co nas tam spotkało. Zaciekawiłam grupę postacią samej Czarownicy i stała się ona w tym dniu główną motywacją do pokonywania stromego podejścia.Jakież było nasze zdziwienie, gdy w drzwiach refugio nie stanęła chuda, pomarszczona postać z miotłą w ręce. Czarownica z Balme umarła.
Turyści nadal przychodzą tu tłumnie, aby podziwiać widok na Mont Blanc, krowy jak dawniej, pasą się na polanach, poniżej przełęczy słychać świstaki…Od tej pory jednak nic na Balme nie jest już tak ekscytujące.
Byłam kiedyś na Balme z Anią i Izą. Szkoda, że nie macie zdjęcia tej temperamentnej, starszej Pani. Ja też nie mam, żałuję.
Po prostu na co dzień nie myślimy o tym, że ludzie umierają – nawet tacy żywotni, jak starsza pani z Balme.